poniedziałek, 3 lipca 2017

Przyjemna Melancholia

Witam!

Dzisiaj chciałabym poruszyć dość specyficzny i nietypowy temat, jak widać po tytule zresztą, zawiera on dwa pozornie wykluczające się słowa ''przyjemna melancholia'', jedna wykreśla drugie, ale nie w moim świecie. 
Brzmi to dość kuriozalnie, wiem. 

Melancholia raczej powinna się kojarzyć z czymś, dołującym, smutnym, depresyjnym, czystą nostalgią, a niżeli związanym z czymś pozytywnym. 

Więc zatem, o co chodzi z tym, iż dostrzegam tą szarą ''rzecz'' jako coś przyjemnego? 
Dodaje temu kolorów? 
Właśnie nie, wtedy straciłoby to swój urok, jaki zaczęłam w tym dostrzegać, jakiś czas temu. 

Przyjemną melancholię traktuje jako wewnętrzny stan pobudzający do refleksji, czasami powracając do wspomnień, które są pokryte kurzem.

Tak chwilę odbiegając od tego konkretnego tematu, to swoją drogą, wszystko co powinno mi się kojarzyć źle zamieniam na coś dobrego. Tak żyje się łatwiej, nie potrafię jeszcze z wszystkim tak działać oczywiście, bo jest to trudne i dopiero zaczęłam to w sobie wyrabiać, ale coraz częściej udaję mi się. Przykładowo depresja, która była kiedyś dla mnie wstydliwym tematem, nie wiem nawet dlaczego, to teraz się do niej umiem przyznać otwarcie, mimo tych ran w psychice, jakie mi zrobiła to jakoś inaczej na nią patrze, bardziej jako doświadczenie dzięki, któremu szybciej dojrzałam do wielu spraw, traktuje ją jako lekcje, lekcje by się nie poddawać. Kiedyś się bałam, że ludzie będą się z niej śmiać, w końcu nie każdy dokładnie ją rozumie, ale dziś wiem, że to już nie mój problem, niewiedza w kwestii depresji to juz nie mój problem. Dla mnie to jest doświadczenie i jednocześnie nowa siła, nawet jeśli stan wraca to wiem, że z tego wyjdę, gdzieś z tyłu głowy to mam.

Ale wracając do tematu...
Gdy pozostaje sama i nie mam humoru, czując dyskomfort, nie wpadam w panikę, zaczynam się dołować, ale w inny sposób, chwilowy. Barwy szarości widzę w sposób artystyczny, melancholia pomaga mi w przemyśleniach nad wieloma rzeczami, o których w normalnym stanie nie myślę, a podczas tego zamiast zastanawiać się nad tym dlaczego jest mi smutno, to korzystam, nawet niekoniecznie rozmyśleniami, a płaczem. Łzami, które nie są dla mnie bólem tylko odciążeniem, wyładowaniem tego negatywnego na ten właśnie jeden moment aby poczuć spokój.

Ktoś pomyśli, a po co się dołować? Po co takie momenty? Czy nie lepiej się zająć czymś wesołym?
Cóż.. Jestem tylko człowiekiem, nie mogę wiecznie być wesoła, starając się usilnie być zawsze i wszędzie pogodną, nawet w samotności sprawi, że będę nienaturalna i tak naprawdę nigdy nie zeznam tego szczęścia tak prawdziwe. 
Szczerze? Może to głupie, a może nie, ale czasem, nie mówię, żę zawsze, wydaje mi się, że zdrowo jest popłakać sobie, tak aby ulżyć psychicznie na jakiś czas, Ameryki może i nie odkryłam, ale mam zamiar pisać o tym co czuję w obecnej chwili i moje myśli, które mogą kogoś zainteresować. Trzeba znać umiar, aby nie zatracić się w tym stanie. 

Zauważyłam u siebie coś dziwnego, czego ostatnio nie mogłam zrozumieć, a co zrozumiałam dopiero dzisiaj. 
Moich nieustannych nerwów, wyżywania się momentami na wszystkim co się rusza. Po prostu nie miałam kiedy wyładować z siebie tych negatywnych emocji w samotności aby poczuć spokój. 
Zapomniałam o tym aby przemyśleć wszystko, aby po prostu popłakać by później docenić co mam. 
Nie wiem czy piszę w miarę zrozumiale, czy każdy jest w stanie zrozumieć przekaz tego posta, zdaje sobie sprawę, że może być odebrany różnie. Negatywnie, pozytywnie albo nijak, po prostu neutralnie. To jest dobre jeśli zna się umiar, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, nasz mózg powinien odczuć wszystkie emocje. A jeśli smutek potrafię odczuć pozytywnie to czy można go nazwać czymś złym w takim momencie? W momencie takiej melancholii jest mi lepiej. Odczuwam przyjemność, wyładowanie negatywnych emocji i naładowanie pozytywnych. 

To tyle, kiedyś pewnie jeszcze poruszę coś podobnego, a póki co, to dziękuje za przeczytanie!
Pozdrawiam! :)





sobota, 17 czerwca 2017

Żyje!

Witam wszystkich po długiej przerwie.

Dlaczego nie wstawiałam postów?
Nie wiem, zapewne dlatego iż nie było czasu, weny, no po prostu żadnych pomysłów na post i chcąc niechcąc, zaniedbałam. 
Dodatkowo szkoła, obowiązki, nauka, które ostatnim czasy były na pierwszym planie gdyż zależało mi aby moje oceny były chociaż trochę satysfakcjonujące, co prawda, nadal to nie będzie wybujała średnia, ale przynajmniej wiem, że dużo zrobiłam i mogę z czystym sumieniem zacząć wakacje. 
Co prawda gdyby nie pewna osoba to pewnie straciłabym motywacje i chęci, dlatego, dziękuje za całą pomoc jaką mi ta osoba dała, a tą osobą jest.. mój chłopak, dziękuje.

Ale wracając...

Jakieś zmiany? Czy nadal tryskam optymizmem starając się nie patrzeć na negatywne czynniki z otaczającego mnie środowiska?
Nie do końca, aczkolwiek staram się.

Dużo czasu minęło, a co za tym idzie? 
Wiele minęło i wiele przyszło, tych dobrych jak i zarówno negatywnych rzeczy.
Nie ukrywam, że pierwszego roku w liceum nie będę wspominać zbyt dobrze, powiedziałabym wręcz, że lekko podcięto mi skrzydła, w sferach gdzie czułam się kiedyś mocna okazało się, że jestem słaba, zawiódł mnie również mój powracający notorycznie stres, który tylko dokładał swego, ale żeby nie było samego ''zła'', to były również i dobre momenty, nowe doświadczenia, mogłam grać w przedstawieniu główną rolę przed moim starym gimnazjum za którym zaczynam tęsknić, ale to już swoją drogą. Najciekawsze jest to iż ten scenariusz był napisany przeze mnie i mojego chłopaka. Także tragedii nie ma.. Ale już kończąc temat szkoły, o której chciałabym póki co serio zapomnieć, to może co u mnie poza szkołą?

Minimalnie lepiej, powstało w mojej głowie sporo nowych planów oraz celów, do których chciałabym dążyć, jedyne co mi stoi na przeszkodzie to chyba ja sama oraz moje lenistwo i siła woli.
Wiele spraw w głowie mam również niedokończonych, lekko męczących, niedających spokoju.
Zauważyłam na pewno u siebie jedno, ostatnio jestem cholernie nerwowa, naprawdę. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem tego. Bardzo dużo rzeczy, nawet takich drobnych potrafi na mnie zadziałać w taki sposób, że moja irytacja sięga szczytów. Unoszę głos, obrażam się na świat. Najgorsze jest to, że nie umiem nad tym zapanować. Jakie są tego powody mogę się tylko domyśleć.

Są sprawy, które mi nie dają spać po nocach i dają straszny dyskomfort, ale to już kwestia, z którą wolę się nie dzielić publicznie.
Za wieloma rzeczami z przeszłości zaczynam po prostu tęsknić i przejmować się czymś na co za żadne skarby świata wpływu nie mam. Głupie, nie?
Traktuje ten blog jako pamiętnik, stąd tyle żali.. ale by nie było, że ciągle smęcę, to chcę zmian.

Chciałabym w te wakacje przede wszystkim wrócić do tego samego trybu co roku, czyli czysta regeneracja sił. 
Jak zatem ona wygląda?
Nic nadzwyczajnego, po prostu ZDROWY, BEZSTRESOWY tryb życia. Nie wiem czy wrócę na siłownię czy nie, nie będę robić z siebie skrajnie fit dziewczyny dla fejmu, mogę jedynie ograniczyć żywność, która jest nie zdrowa i więcej jeść rzeczy, które mają właściwości odżywcze oraz pić więcej wody, około 2 litrów i oczywiście więcej soków własnej roboty. 

Czy zrezygnuje ze słodyczy? Nie wiem, nie dosłownie, nie potrafiłabym jeśli mam być szczera, tak samo jeśli chodzi o fast-foody, mogę ograniczyć, ale na pewno nie do zera. Tym bardziej, że jestem bardzo szczupła, więc nie widzę takiej potrzeby.

Jeśli chodzi o cerę, raczej zrezygnuje z fluidów i pudrów, nadal będę się malować, ale już niepełne makijaże, takie coś zostawię na specjalne okazje.

Jeśli chodzi o ciało, chciałabym bardzo przytyć i zacząć ćwiczyć.

Co do mojego charakteru? Nie wiem, muszę zadbać o siłę woli.

Post sama nie wiem czego dotyczy, po prostu, chciałam się wygadać. Nie wiem co ile będę wstawiać post, o ile będę, to wszystko zależy od czasu i chęci, a póki co to wszystko.

DZIĘKUJE. :)