niedziela, 27 listopada 2016

Written in the stars♥

Witam.

Tematyka posta bardziej pasuje na walentynki niżeli na dzień dzisiejszy.. ale właściwie.. to dzisiaj czuję takowe uniesienie więc co mi tam.

Swoją drogą.. wierzycie w przeznaczenie? 
W ogóle, czym te przeznaczenie jest?
Dwoje ludzi jest sobie zapisanych w gwiazdach i prędzej czy później znajdują siebie żyjąc długo i szczęśliwie? A może miłość od pierwszego wejrzenia?
Bo ja mam mieszane odczucia do tego, kiedyś głęboko wierzyłam w takie coś, potem patrząc rozsądnie zmieniłam do tego podejście po większych refleksjach. 
Myślę jednak, że chociaż dosłownego ''przeznaczenia'' być może nie ma, to może być coś podobnego ''pod to'', działające w podobny, ale jednak trochę inny sposób. Nie wiem jak to logicznie rozpisać, bo jakkolwiek tego nie opiszę będzie brzmiało absurdalnie. 
I każdy prędzej czy później znajdzie te osobę, nie zważając na wiek młody czy bardzo stary.

Znam historię gdzie osoby od 3 klasy podstawówki są razem do teraz, a obecnie mają po 40 lat i są szczęśliwym małżeństwem. Brzmi absurdalnie, ale taka prawda.

Więc niczego nie wykluczam, jestem zdania, że wszystko jest możliwe mimo różnorodnych wątpliwości.

Choć tytuł brzmi jednoznacznie nie mam zamiaru pisać o przeznaczeniu, tylko o uczuciach. 
Miłość i zakochanie to dwa najbardziej złożone i niezwykłe zjawiska, które wpływają na organizm i funkcjonowanie człowieka. Endorfiny (substancje nazywane potocznie hormonami szczęścia) w mózgu i tak dalej.

Ale nie będę się rozpisywać naukowo, bo naprawdę tak szerokiej wiedzy nie posiadam, a po za tym, mówiąc o uczuciach w taki sposób jest dość suchy. Wole jednak mieć świadomość, że to jest prosto z serca. 

Uczucie jeśli jest odwzajemnione to naprawdę wszystko staje się innej barwy, inaczej postrzega się każdy aspekt świata.
Życiowa pustka znika, a pojawia się dopełnienie. Magiczny stan. 
Jest to proces przebiegający stopniowo gdzie w pewnym momencie coś przeskakuje.

Kiedy to jest to?

Wtedy kiedy to czujesz, wtedy kiedy czujesz po prostu coś innego, wyjątkowego patrząc w oczy drugiej osoby. 

Kiedy czujesz euforie i spokój.

Kiedy traktujesz te osobę inaczej. 

Kiedy czujesz przy niej swobodę i pewną więź.

Kiedy czujesz coś zupełnie innego, nowego, niezwykłego, a wręcz przedziwnego..

Kiedy martwisz się o jej samopoczucie i bezpieczeństwo. Chcesz szczęścia drugiej osoby.

Kiedy czujesz, że możesz zaufać w 100%.

Kiedy nie wyobrażasz sobie postawić kogoś innego na jej miejsce, albo co gorsza, kogoś innego na swoje miejsce.

Kiedy potrafisz myśleć przyszłościowo na temat tej osoby, choć może wydawać się czasem to absurdalne.

Kiedy chcesz mieć te osobę po prostu przy sobie.

Kiedy sam czujesz się przy tej osobie wyjątkowo.

Kiedy widzisz w niej to czego nie widzisz w kimś innym..

Być razem na dobre i na złe.

...

Oczywiście wszystko z rozsądkiem nie tracąc głowy, pamiętajmy, że miłość nie ma nic wspólnego z obsesją.

Chociaż to są wyłącznie i moje poglądy na ten temat, niby rzeczy tak rzeczywiste lecz nie każdy musi się zgadzać. Wielu rzeczy zapewne nie wymieniłam, o wielu zapomniałam dodać.
Ale po prostu musiałam rozpisać się w jakiś sposób.

A czy ja czuje do kogoś to coś? Tak
Ale nie patrzę na nic przez różowe okulary, no przynajmniej staram się. 
Czy ta osoba czuje to coś do mnie? Z tego co jest mi wiadome to niby też. I za to dziękuje.

Na tym skończę, może kiedyś wrócę do tego tematu, na razie to zostawiam.
Dziękuje za przeczytanie.

Pozdrawiam!











wtorek, 8 listopada 2016

Smak dzieciństwa..

Dzieciństwo.. tak..

Tak szybko przemija..

Pamiętasz te czasy gdzie przychodzili po Ciebie rodzice do szkoły, Twoim zmartwieniem nie były oceny, a Twoim zadaniem domowym było wypełnić tylko krzyżówkę.
Kiedy przychodziłeś ze szkoły, zjadłeś obiad, biegłeś na dwór, a tam czekała na Ciebie gromadka innych dzieci?
Kiedy wszystko było odbierane takim typowym dziecięcym rozumowaniem, nie byłeś mieszany w żadne problemy, bo sam ich nie rozumiałeś. Gdzie prawdziwe problemy były tak naprawdę między lalkami albo w bajkach.
A Twoim zmartwieniem był zagubiony klocek lego. Największym obowiązkiem posprzątanie zabawek z podłogi, a powodem do płaczu lekkie zdarcie na kolanie.
 Kłótnie z przyjaciółkami opierającymi się na fochach przez granie nie fair w karty albo ustawianiu własnych zasad do zabawy.

Lecz mimo wszystko najbardziej brakuje mi chyba tego całego dziecięcego rozumowania i analizowania różnych sytuacji, których właśnie nie było dane mi rozumieć ze względu na młody wiek. Patrzyłam na wszystko pod zupełnie innym kątem, bardzo prostym, bez komplikacji, dzięki czemu mogłam spać spokojnie.
Jedynym moim stresem było gdy zrzuciłam szklankę na ziemię i bałam się reakcji rodziców. Jak chodziłam za rękę z babcią i biegłam na huśtawkę. Jak była jeszcze ta magia świąt, gdzie wierzyło się jeszcze w świętego Mikołaja oraz miało się inne poglądy w świecie religii.

Jedyne co muszę przyznać, że dzieciństwo do pewnego momentu miałam bardzo udane, wręcz idealne. To rodzice oraz dziadkowie umieli mi zapewnić.
Wszędzie jeździłam, miałam dużo koleżanek, rzadko zdarzało się siedzieć w domu. Jedyne co źle wspominam to jak rodzice się kłócili, bardzo mnie to stresowało za dziecka i płakałam.. ale te kwestię pominę..
Po za tym wszystko mi się udawało, w podstawówce do 4 klasy byłam lubiana, miałam bardzo dobre oceny i mimo tego, że byłam cichą dziewczynką zamkniętą w sobie to byłam bardzo pozytywna.

Nie mówię, że każde dzieciństwo jest idealne, bo są rzeczy w świecie tak małego brzdąca, które powodują łzy.. nawet w świecie dzieci jest jakaś nie akceptacja, ale na pewno nie taka wielka jak później.
Moim zdaniem dosłowne dzieciństwo mija między 4, a 5 klasą podstawówki, no przynajmniej u mnie tak się skończyło. Ale już wtedy dzieciaki są przygotowywane raczej do poważniejszego brania wszystkiego dookoła i cały ten prosty mechanizm zaczyna u nas przemijać.. cóż w moim przypadku jeszcze inne sytuacje spowodowały zbyt wczesną powagę to wielu rzeczy, ale o tym już pisałam w innej notce. No cóż..

Wtedy wszystko było inne choć niby mówią, że nadal nie mogę narzekać, bo to dopiero życie dorosłe uważane jest za trudne i ciężkie, a mój wiek to niby czas do szaleństwa. Niby jest w tym jakaś prawda, ale nie mogę się z nią zgodzić w 100%..
Bo mimo to brakuje mi czasów przed 11 rokiem życia, wtedy było pięknie.

Dziękuje.
Pozdrawiam!

niedziela, 6 listopada 2016

Ludzie bywają okrutni...

Nie ważne czy jesteśmy małymi gówniakami, szczyniokami w okresie dojrzewania, wielce dorosłymi czy staruszkami na emeryturze.
Bywa być nam okrutnymi.
''Nam'' ponieważ nawet mi się to zdarzyło.
Nie jestem święta, więc bywało, że byłam bardzo wredna do wielu osób z mojego otoczenia, nawet w relacjach damsko-męskich zdarzyło mi się doprowadzić kogoś do niezbyt przyjemnego stanu. Co prawda to trochę dawno, ale było. Wyżywałam się na innych dlatego, że w tym czasie ktoś inny traktował tak mnie.

Cóż..
Nadal zdarza mi się nie być świętą, ale nigdy nie jestem przesadnie wredna do kogoś kto mi nic nie zrobił, po prostu nikomu nie ufam by się nie przejechać. (oczywiście nie licząc osób bliższych)
Różnie bywa jeśli chodzi o osoby, które raczej zalazły mi za skórę gdyż bywam mściwa.

Nawet jeśli bywa, że jestem dla kogoś mało przyjemna to mam wyrzuty sumienia. Ja akurat mam sumienie, ale większość się zachowuje jakby miała go brak. Choć patrząc na to z punktu psychologicznego, każdy zdrowy człowiek takowe ''sumienie'' ma.
Ale mam na myśli tutaj bardziej osoby, które się ewidentnie nad kimś znęcają - jadą po psychice i manipulują na każdym kroku od tak, bez powodu.

Jeszcze do okrucieństwa dodam jeden przykład.. zapewne każdy z nas zna dzieciaki w przedziale wiekowym 5-11, które próbują zasłynąć na pięknym YouTube.
Oczywiście, większość z tych dzieci jest nieświadoma z tego co robi, że video, które wstawiają nie są zbyt poważnie brane przez odbiorców.
Osoby prawie profesjonalne są hejtowane, a co dopiero dzieci. Każdy się z tego śmieje, mi też się zdarzyło, bo niektóre rzeczywiście są zabawne, ale jednak wiadomo, że to są jednak jeszcze dzieci, nieświadome niczego i bardzo wrażliwe. Nie mają jeszcze rozbudowanej psychiki, nie są podatne nawet na konstruktywną krytykę, a co dopiero na obraźliwe komentarze czyli tzw. hejty.
Dlatego nigdy nie komentuje takich nagrań w żaden sposób.
Nie zaliczam tutaj 9-13+ którzy pokazują jak bardzo są dorośli paląc szlugi przed kamerą, przeklinając i robiąc z siebie patologie. Tylko dzieci, które faktycznie chcą coś pokazać, ale z powodu ich braku umiejętności, dziecięcego rozumowania niezbyt im to wychodzi.
Komentarze pod takimi filmikami są naprawdę okrutne tym bardziej dla małego dziecka. W komentarzach są zazwyczaj niecenzuralne słowa. Czy to jest normalne? Tutaj oczywiście też dużą odpowiedzialność bierze rodzic nie powiem, ale jednak nie każdy jest wstanie monitorować w 100% swoje dziecko.
Przy okazji wiem jak to jest być po drugiej stronie. Mając 10 lat próbowałam bawić się we vlogerke, nie wychodziło mi to jak się domyślacie. Chciałam coś tam pokazać, ale mi nie wyszło, masa krytyki, obraźliwych komentarzy, nawet z podtekstami seksualnymi, wulgaryzmy. Atak był. W ciągu 3 dni usunęłam kanał z bólem. Było mi bardzo przykro pamiętam z tego powodu, mam jeszcze te filmiki na starym laptopie, oglądając je przyznam, że mam trochę beke z samej siebie. Ale to nie powód by obrażać. Cóż.. mój przyszywany brat 6letni widzę, że też chcę się bawić w coś podobnego, ogląda dużo YouTube'rów i chcę się upodobnić. Nagrywa jakieś filmiki tabletem, nie zamieszcza tego w sieci, bo jest akurat kontrolowany pod tym względem przez tatę i jego mamę oraz mnie. Mówiłam czym może się to skończyć, bo pytał mi się jak wysyła się video by inni widzieli. Więc pozostał na tym, że robi takie filmiki dla siebie, prywatnie dla zabawy i niech tak pozostanie przynajmniej przez najbliższe 8/9 lat.

Ale wracając, bo stoczyłam się z tematu..
Już nawet nie wspominając o dzieciach trzeba zauważyć, że dużo ludzi jest traktowanych w sposób brutalny. Nie każdy pamięta, że przemoc fizyczna i psychiczna niewiele się od siebie różnią.
Osobiście nie jestem za tym by kogoś obgadywać za plecami, jeśli coś nie pasuje należy mówić to w twarz, ale.. właśnie. Tu jest to ''ale''
W sposób dojrzały i na jakimś poziomie by przedstawić swój problem ''co i dlaczego'' bez zbędnych obelg, które mogą urazić drugą osobę w przesadny sposób. Co do obrabiania tyłka to również może zranić drugą osobę, bo skąd mamy pewność, że druga osoba się nie dowie o tym co mówimy na jej temat?

Ludzie czasami nie znają granic, jadą po kimś, bo coś usłyszeli nie znając prawdziwej wersji zdarzeń, z resztą dużo jest podobnych sytuacji.. ale o tym w ciągu dalszym, brak czasu obecnie na większe rozwinięcie.:)

więc C.D.N
I POZDRAWIAM!




wtorek, 25 października 2016

Moja historia depresji...

Cześć.

Chciałabym poruszyć temat dość trudny, choć kilka takowych było na moim blogu postanowiłam się z Wami czymś podzielić.
Cóż.. słowo ''depresja'' w moim przypadku jest już strasznie ''przejedzone'' od kilku lat... Wiele osób wie, że na nią chorowałam, inni zapewne się domyślali po moim zachowaniu lub po tym jaką wiedzę miałam na jej temat. Kiedyś poruszyłam temat tego zaburzenia, ale dzisiaj mam zamiar opisać Wam swoją historię... Chciałam poczekać na odpowiedni moment kiedy zupełnie zapomnę jak to jest. ale wtedy notka by nie była pisana szczerze, w chwili obecnej mogę powiedzieć jasno, depresji nie mam. Bardziej stany depresyjne z czasu do czasu i lekkie zagubienie, ale to minie prędzej czy później.

Rzecz jasna nie jest to temat łatwy, raczej bardzo trudny.
Nie każdy ma odwagę by napisać o biegu swojej choroby od tak na portalu społecznościowym gdzie każdy może to przeczytać, nawet mniej lubiane osoby z otoczenia, które mogą to wykorzystać.
Przez to co ostatnie lata przeszłam nie czuję się wcale gorsza, wręcz przeciwnie.. szybciej dojrzałam do pewnych kwestii i dzięki temu jestem bardziej wyrozumiała i empatyczna, choć empatia czasem jest przesadna z mojej strony i momentami nie rozumiem ludzi, którzy mają jej brak.

Z innych perspektyw taka osobą zazwyczaj w otoczeniu jest uważana za dziwną. Jedni to mówią w twarz, inni obgadują za plecami, ale cóż.. taka ludzka natura.

(zanim zaczniesz czytać możesz puścić sobie jakąś melancholijną piosenkę aby bardziej się wczuć np. (klik) ) 

W moim przypadku depresja rozpoczęła się jak miałam 11 lat, mieszkałam wtedy w Poznaniu jeszcze, był pewien kryzys rodzinny, który spowodował duże zmiany w moim postrzeganiu świata. Nie chcę dokładnie mówić co było i co się działo, bo to sprawy rodzinne i nie mam takowego pozwolenia by rozpisywać się na takie tematy.
Mogę tylko powiedzieć, że moi rodzice razem nie są, rzadko widuje tatę, mieszkam sama z mamą.
Pamiętam, że zawsze byłam dość wesołym dzieckiem, patrzyłam na wszystko inaczej, takim typowym dziecięcym rozumowaniem. Chciałam być weterynarzem, dzisiaj psychologiem.
Zawsze marzyłam mieć taką piękną rodzinę, chciałam mieć siostrę aby rodzice się kochali i byśmy tworzyli taką rodzinę jaką większość dzieci z mojego otocznia miały.
Niestety doszły pewne komplikacje i wszystko się zmieniło razem z moim światopoglądem

Moje 11 urodziny były inne niż zawsze, do 10 roku życia miałam urodziny wyprawiane była zawsze rodzina, nie idealna, ale była. A na 11, był tort mama i ja. Tak, to wszyscy.
To wyglądało jak smutna scenka z filmu, było mi wtedy cholernie przykro i nie rozumiałam za bardzo tego co się dzieje wokół, na początku nie docierało do mnie, że ''mamusia i tatuś'' razem już nie są, że ojciec ze mną nie mieszka.
Zawsze cholerne się bałam, że się rozstaną i stało się, trudno.
Szkoda, że byłam na tyle słaba, że zaczęłam to strasznie przeżywać. Wiadomo, zawsze dzieci przeżywają rozstanie, ale nie zawsze w taki sposób jak ja. To była dla mnie nowość. Dosłownie świat się mi zawalił. Stałam się zupełnie innym dzieckiem, byłam niegrzeczna, mniej się uśmiechałam zaczęłam być lekko antyspołeczna. Odsunęłam się od wszystkich i wszyscy ode mnie. Zamknęłam się w tym. Będąc w takim młodym wieku nie wiedziałam jeszcze, że wpadam w depresje, nie wiedziałam wtedy, że takie coś istnieje. Wiedziałam tylko, że jestem smutna i zamiast mi to mijać coraz bardziej się pogłębiało prowadząc mnie do dna. Po paru miesiącach dostałam myśli samobójczych, mieszkałam wtedy na 10 piętrze więc miałam w planach skoczyć, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Strasznie siebie wtedy zaniedbałam, w 5 klasie nie chciałam chodzić do szkoły, miałam jej dość, nikt mnie tam nie rozumiał, często płakałam. Byłam dość wrażliwym i płaczliwym dzieckiem, mało tego bardzo nieśmiałym. Na dodatek umarła mi wtedy prababcia, która była mi dość bliska jakby tego wszystkiego było mało..
Nie chciało mi się uczyć, weszłam w okres buntu, może to się Wam wydać dość śmieszne, ale będąc 12-letnim gówniakiem chciałam być emo. XD tak, chciałam malować se usta na czarno, ubierać się na czarno, bo tak. Właściwie nie rozumiem dlaczego, ale pewnie dlatego, że chciałam rodzicom zrobić na złość za to co mi zrobili. Tak sobie trwałam w tym głębokim przygnębieniu.
Chciałam ciąć sobie ręce wykałaczką zanim wiedziałam że takie coś istnieje. Zachowywałam się jak nawiedzona, bo chciałam sobie krzyż na ręce wyciąć, nie wiem po co, nie wiem co ja wtedy chciałam tym pokazać ani co udowodnić, ale pod wpływem tego co się wtedy ze mną działo nie panowałam nad niczym. Zupełnie jakbym zgubiła mózg. W 6 klasie kilka osób znęcało się nade mną psychicznie, wyśmiewało się i porównywało do najgorszego gówna, wiedzieli, że jestem wrażliwa i słaba, a mój płacz dawał im satysfakcje. Szukałam wtedy wszędzie pomocy, dopiero pod koniec zgodziłam się iść do psychologa szkolnego, zaczęłam opowiadać wszystko choć było to trudne...

Tak sobie żyłam...

Potem zaczęły się wielkie zmiany, z Poznania wyprowadziłam się do Gniezna z mamą, tata miał nadzieje, że tutaj jak będę pod większą kontrolą (tutaj cała moja rodzina jest na miejscu) to będzie lepiej. Mylił się. W gimnazjum bylam zagubiona, pogrążona w tym jeszcze bardziej, bardzo się wyróżniałam i nie czułam się akceptowana. Często płakałam w szkole i chodziłam do psychologów szkolnych, robilam wokół siebie jedną wielką, cholerną otoczkę jaka moja klasa niestety była świadkiem. Była jeszcze jedna kwestia nieszczęśliwej miłości gimnazjalnej, z której się wyleczyłam w 100% tak na prawdę w te wakacje, teraz ta osoba nie budzi we mnie specjalnych uczuć, ale o tym nie chcę sie rozpisywać. Powiem tyle, że byłam obsesyjnie zakochana. Byliśmy razem tam trochę miesięcy i jak to w gimnazjum, koniec.
 Ta osoba była jedynym wsparciem i dopełnieniem. Wypełnił mi pustkę jaką zrobili mi rodzice dlatego jeszcze bardziej pogrążyłam się tej ''miłości''. Chociaż ta nieszczęśliwa miłość ma spore powiązanie z depresją co może wydać się śmieszne to wolę o niej nie pisać, nie mam zgody od tej osoby, wiec nie będę się wypowiadać.
Cały ten czas gimnazjum działy sie dziwne rzeczy takie, o których może się rozpiszę w osobnej notce i takie o których nie powiem nikomu. Było kilka sytuacji które dokładały się do mojej choroby, o których nie powiem nawet rodzicom, bo nie lubię o nich po prostu wspominać.

W połowie 1 klasy (2013/2014) gimnazjum poszłam z mamą do psychologa i psychiatry za namową pedagogów szkolnych i mojej wychowawczyni, której strasznie mi brakuje, stwierdzono u mnie depresje i przepisano mi leki. Pamiętam, że wtedy zaczęłam się już okaleczać, nie żadną wykałaczką tylko żyletką..

Co do mojej wychowawczyni to wspierała mnie całe gimnazjum, to była wspaniała kobieta z wielkim sercem, miała w sobie to coś i tęsknie za nią, zawsze znalazła czas na moje smęcenie, zawsze mnie w jakiś sposób potrafiła podnieść na duchu, często jej podpadałam i często ją denerwowałam, bywało różnie tak jak to z nauczycielami.
Ale mimo wszystko zawsze była i szkoda, że nie mam jej w liceum...

W 2 klasie zaczęłam się powoli staczać, że tak powiem nie byłam wzorem do naśladowania.
2 klasa to w ogóle była masakra, nie lubię wspominać jej bo to było straszne co się wtedy ze mną działo, szukałam ucieczki wszędzie do takiego poziomu, że skończyłam w sądzie. Pamiętam jak płakałam zamknięta w czterech ścianach w pokoju, nie wiedziałam co się dzieje świat był w czarnych barwach, przerażających, wiecznie czułam lęk, niepokój i strach przed czymś i nigdy nie wiedziałam przed czym. Nie chciałam żyć. Miałam próby samobójcze, ludzi postrzegałam jako potwory, a moje życie jak klatkę. Codzienny płacz w nocy. Codzienny strach.. Brak chęci i motywacji do czegokolwiek. Brak akceptacji.. Ja byłam tą dziwną dziewczyną w gimnazjum, która wieczne płakała ''bez powodu'' tak serio to miałam powody swoje, ale się z nikim nie dzieliłam z nimi za bardzo.
Wtedy chciałam tylko by ktoś mnie mocno przytulil i dał mi nadzieję, że będzie w końcu dobrze albo po prostu iść gdzieś i się powiesić.

Znaleźć wtedy sens życia to był dla mnie cud, który dla mnie nie istniał.
Zaczęłam mieć dziwne upodobania, bardzo polubiłam oglądać ryjące psyche filmiki w internecie aby odreagować wszystko. Przestałam bać się horrorów, uodporniłam się na pewien strach, bo to co przeżywałam na co dzień było dla mnie gorsze, o wiele gorsze... niż jakieś ''przerażające'' zakazane filmiki których nie powinno być w internecie, bo ludzie o słabych nerwach by dostali padaczki.
Polubiłam mrok, weszłam nawet lekko w taki styl, lubiłam stare opuszczone zamczyska, opuszczone uliczki i kamienice nocą i inne rzekomo straszne miejsca. To mi do dzisiaj pozostało.

Tak na prawdę moment zmian zaczął się w momencie gdzie trafiłam na policje i do sądu. mamy w Gnieźnie super policjantkę, która ma gadane. Wiele osób jej nie lubi, bo jej podpadło, ja też jej podpadłam, ale ją lubię, bo tez mi trochę pomogła i zmotywowała do zmian.

Zaczęło się od urwania chwilowego toksycznych kontaktów, chodzeniem na siłownie, diety, powolnego podnoszenia się z dna choć często upadałam.
W wakacje między 2 a 3 klasą gimnazjum zdobywałam jakąś siłę, wyznaczyłam sobie cel, że mam dość tego dołowania, że mam dość słabego poczucia. Wzięłam się za siebie, bywały momenty chandry, wątpliwości obaw, ale bez tego raczej by się nie obeszło, chciałam zacząć żyć jak każdy człowiek, bez przesadnych zmartwień, bez tego spostrzegania świata jakim żyłam od połowy 4 klasy.
Chciałam żyć na nowo, bez tego wszystkiego, chciałam po prostu zobaczyć jak to jest być normalną dziewczyną bez żadnych problemów, bez żadnych huśtawek emocjonalnych, które w sumie nadal mam swoją drogą. Zaczęłam wszystko od nowa, brać leki systematycznie i żyć aktywnie i pozytywnie. Zaczęłam jeszcze dostrzegać magie życia i pewnych aspektów.
Miałam nadzieje, że gdy wrócę do szkoły po wakacjach, do 3 klasy gim będę kimś innym, że ludzie mnie docenia i zauważą zmiany, że inaczej będę traktowana, bardziej jak człowiek, że tak powiem, a nie ''to coś dziwne, płaczące'', niestety bardzo się zawiodłam, nadal byłam traktowana jak osoba z depresją mimo, że już nic miałam z nią praktycznie wspólnego, uśmiechałam się, wstąpiłam do samorządu uczniowskiego jako przewodnicząca szkoły i wygrałam wybory po to aby pokazać innym nie potrafię, ze nie jestem nadal tą beznadziejna laską, która wiecznie ryczy. Szkoda tylko, że dużo osób miało na tamten czas z tego tzw ''beke'', że ja na to poszłam, ja która do tej pory byłam przecież do niczego, dużo osób sugerowało mi, że nie dam rady. Pod koniec listopada, zaczęło mnie męczyć to, że się staram, a i tak jestem ''śmieciem'' dla innych. Jedyną osobą, która zauważyła na początku te zmiany była tylko moja kochana wychowawczyni, która była ze mnie dumna. No tylko ona.

Czułam się niedoceniona, a jednocześnie sama nie wiedziałam czego oczekiwałam. I uznałam, że to wszystko o co tak ciężko walczyłam jest bez sensu, znowu powoli zaczęłam schodzić na dno..  Na dodatek zmarł mi dziadek, a ja codziennie widziałam jak powoli umiera i zwija się z bólu, mieszkałam z nim więc był bliski, kolejny powód do płaczu.. kolejny pogrzeb.. czekałam tylko na swój własny..
Ogólnie w klasie czułam się nieakceptowana i do dupy w środowisku innych osób, co prawda ten stan następny trwał tylko od grudnia do maja. A właściwie od marca do maja, bo wtedy tak szczególnie się to rozwinęło. Wtedy znowu się podniosłam, tym razem sama bez niczyjej pomocy, ale przez moje konflikty między ludzkie musiałam mieć załatwione nauczanie indywidualne od następnego semestru 3 klasy i przyznam, że dużo mi to dało. Nie musiałam się juz tyle denerwować.
Czasem żałowałam, bo brakowało mi śmiesznych sytuacji na lekcjach, ale jakoś to było..
Mogę jeszcze dodać, że była pewna sytuacja która spowodowała kolejne zmiany w moim światopoglądzie i traumę na następne miesiące, ale tego też nie będę tutaj rozpisywać.

Lecz mimo wszystko, mimo całego bólu jakiego przeszłam w gimnazjum, wszystkich moich sytuacji w których się zawiodłam na paru osobach i tego gorzkiego smaku jaki miałam okazje poznać oraz mojej fobii szkolnej, na zakończeniu roku szkolnego bardzo płakałam, szczególnie za wychowawczyni, która była dla mnie przez te 3 lata jedynym wsparciem. W ogóle tęsknie za klasą w gimnazjum. Też na swój sposób to przeżyłam i bałam się nowej szkoły, czyli liceum, do którego chodzę obecnie.

Wakacje przeżyłam no cóż.. zwyczajnie, było kilka bardzo nieciekawych sytuacji, ale to już chyba normalne w moim życiu, ale nie miałam depresji.. bardziej chwilowe stany depresyjne, bo nadal jest coś co mnie męczy.

A jak jest teraz? Cóż rzec..
sama nie wiem, mieszanie, raz lepiej raz gorzej, problemy mam nadal, ale staram się żyć choćby nie wiadomo jak czasem było trudno staram się głębiej niż jestem w tym nie pogłębiać aby znowu nie sięgnąć dna w jakim byłam.

Ale jestem pewna, że jeszcze nadejdzie przełom w moim życiu, który sprawi, że będzie znowu zwyczajnie, że pewnego dnia wstanę i po prostu będzie dobrze, wiem, że w głębi jestem silna, bo dużo przeszłam, wiele rzeczy nie pisałam, bo są zbyt prywatne dla mnie. To co przeżyłam wiem, że sprawiło, że jestem bardziej wartościowym człowiekiem, pewność siebie odzyskałam do jakiegoś stopnia i znam swoją wartość. Teraz nie mogę powiedzieć, że jestem tą samą osobą co w 1 klasie gimnazjum, wtedy uważałam się za nic, teraz za wszystko. Wiem, że mogę wiele, że osiągnę to co chcę tylko powoli muszę sobie wszystko poukładać w głowie, bo chaos po wszystkim nadal pozostał.

Los się do mnie uśmiechnął tym, że w kwietniu urodziła mi się moja kochana siostrzyczka Zuzanna, zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Co prawda, jest przyrodnia, od strony taty, ale tego nie czuje.
Dla mnie jest siostrą taką samą jak każda inna. To jak wygląda moja rodzina nie będę Wam opowiadać, bo da się z tym pogubić i o tym wiedzą tylko najbliżsi, ale kocham moją rodzinę taką jaką jest mimo, że jest lekko zakręcona na różne strony, ta od strony mamy i taty.

To, że rodzice nie są razem juz sobie poukładałam w głowie, przywykłam do tego.

To, że jestem jednak coś warta też sobie poukładałam, a jeśli ktoś sądzi inaczej to trudno, nie mój problem. Nie jestem osobą głupią, jestem inteligentna choć czasem robię głupie rzeczy jakiś swój rozum mam. Dużo rzeczy jest spowodowane przeszłością. Jestem jaka jestem. Jestem Dominika i żyje tak jak żyję, bywało ciężko, upadłam wiele razy, byłam na najgorszym dnie, piekle wręcz, ale przynajmniej jestem teraz coś warta. Przynajmniej nie jestem pusta i rozpieszczona, tylko przygotowana na dalsze życie.
Mam w sobie moc, jeszcze pokaże wszystkim, że mogę wszystko! Że osiągnę o czym inni mogą pomarzyć, jeszcze będę kimś i tym, którzy się ze mnie śmiali, we mnie zwątpili, uważali bądź uważają za dziwną kopara opadnie. Tylko wezmę rozbieg i do boju... będzie dobrze. Musi być.

Tak wyglądał mój świat w depresji w skrócie, nadal będę pamiętać te dni bezsilności i smutku, płaczu i goryczy. Ale nie ma sensu stać w miejscu.

Dziękuje za przeczytanie i życzę miłego dnia.
Pozdrawiam!











środa, 5 października 2016

Pozostawię bez tytułu!

Hej:)

Sama nie wiem co będzie konkretnym tematem tego postu, coś mnie znowu zainspirowało, a dokładniej - otaczające mnie osoby

Podczas gdy wracałam do domu autobusem to spoglądałam na spływające kropelki deszczu na szybie, wszystkie identyczne, przejrzyste. Jedna za drugą spływała na siebie tworząc razem wspólny, mały strumień.

Cóż..
Szarość za oknem, zimno i monotonnie, ale jak już opisywałam w ostatnim poście ja lubię taką pogodę, bo jest w niej coś magicznego mimo wszystko.
Mimo tych negatywów na które głównie zwracacie uwagę, zamiast patrzeć na pozytywne aspekty, ale nie ważne. Ten wykwintny temat o pogodzie już był przed wczoraj, więc tego pięknego (dla innych monotonnego) dnia - nie będę zbyt specjalnie do niego wracać.

Dzisiaj miałam bardziej zamiar nawiązać temat do nas wszystkich.
Do tego jak wszyscy się od siebie różnimy, jak każdy z nas działa inaczej na różnorodne interakcje.
Ten post zapewne raczej nie będzie zbyt odkrywczy, ale i tak chciałabym się jakoś rozpisać na ten temat już nie zważając na to jaki jest w tym w ogóle sens.

Można być do siebie bardzo podobnym w pewnych kwestiach, ale nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami w 100%, nigdy nie będziemy tacy jak dwie krople wody. Wiele osób może mi zarzucić, że przecież rodzą się bliźnięta, którzy są teoretycznie tacy sami co w praktyce różnie się sprawdza...
Owszem, ale nawet bliźnięta mają w sobie przynajmniej jedną cechę, która ich wyróżni mimo pozorów jakie mogą stwarzać na pierwsze spojrzenie.

Jednakże jest pewna kwestia, która strasznie mnie zastanawia.
Podobno każdy ma swojego sobowtóra gdzieś tam na świecie.
 Osobę identyczną do naszej biorąc pod uwagę albo wygląd albo charakter, swoją drogą, chciałabym poznać drugą odmianę mojej osoby. Byłoby wtedy dość zabawnie choć jest to trochę abstrakcyjne abym kiedykolwiek miała taką szanse, choć niczego nie wykluczam! Nawet jeśli gdzieś jest lub był ktoś taki to na pewno gdzieś daleko ode mnie.
Teraz jak tak myślę ciekawa książka by z tego w sumie mogła wyjść, a może nawet i taka jest już. Książka pt. ''W poszukiwaniu sobowtóra'', kto wie, może kiedyś znajdzie się jakiś wybitny pisarz, który wymyśli taką powieść, a może nawet nie będzie musiał jej wymyślać gdyż będzie przedstawiona na faktach, książka byłaby pewnie godna uwagi. Może nawet ja taką napiszę chociaż to już raczej jest mało prawdopodobne. Nawet jeśli kiedyś mnie pociągnie coś w tym kierunku to prędzej zajęłabym się wymyślaniem dramatów czy thrillerów psychologicznych.
Ewentualnie jeśli zostanę psychologiem to poradniki na temat życia i swojej osoby, sztuki perswazji czy kontaktami międzyludzkimi, ale to dopiero przede mną.
Na takie rzeczy potrzebuje dużo czasu i skupienia oraz niezwykłej motywacji i weny.

Ale wracając do tego tematu, który chciałam głównie poruszyć.
Choć piszę o czymś co jest raczej logiczne i nie za bardzo twórcze.
To fakt, że ludzie są różnorodni. Każdy ma inne zainteresowania, cele. Inne poglądy i spostrzeganie świata. To jest ciekawe jak zupełnie inaczej każdy człowiek działa, a jak potrafi mimo wszystko nawiązać kontakty z innymi ludźmi, choć też nie zawsze, bo są ludzie, którzy są bardziej introwertykami. Zamykają się ku sobie i nie potrafią rozmawiać z innymi.

Chociaż i tak jestem, byłam i zawsze będę zdania, że mimo, że każdy jest rzekomo inny to i tak znajdą się osoby bardziej wyróżniające się z tłumu. Takimi osobami są często właśnie introwertycy, mają trudności nawiązywania wszelkich kontaktów z innymi ludźmi przez to, że sami mają zupełnie inne poglądy na świat i sposób życia.

Ja doceniam ludzi wyróżniających się z tłumu, bo mają zazwyczaj więcej do zaoferowania niż osoba przeciętna. Dlatego dla mnie to jest ważne by się wyróżniać nie ważne w jaki sposób. Ale po prostu trzeba być osobą oryginalną nie zamykając się oczywiście na innych ludzi.

Ja sama się wyróżniam pod wieloma aspektami, ale ja tego na tyle bardzo nie pokazuje, chociaż mam poszczególne udziwnione cechy. Lecz mimo wszystko jakoś potrafię nawiązać kontakty z ludźmi, nie z wszystkimi, nie zawsze, ale potrafię, co kiedyś było u mnie dość trudną umiejętnością.
Brakowało mi tzw. charyzmy i po za tym byłam introwertyczką, ale to się zmieniło. Nadal nie jestem jakaś wielce towarzyska, czasami mam pewne trudności i obawy, ale teraz zupełnie w inny sposób niż kiedyś.
No cóż, ale o tym może w innym poście wspomnę. Póki co na razie tyle. :)

Miłego dnia!


Znalezione obrazy dla zapytania ludzie tumblr










poniedziałek, 3 października 2016

ZA CO KOCHAM DESZCZ!?

Witam Was!

Do dzisiejszego posta zmotywowała mnie deszczowa pogoda panująca od rana za oknem.
 Jestem zapewne jedną z niewielu osób, której nie przeszkadza owa pogoda, a wręcz przeciwnie, uwielbiam ją! 
Oczywiście nie mówię tu o przesadnych ulewach i wichurach, bez przesady. Wszystko do swoich granic, tak samo jak osoby lubiące słońce i ciepłe dni to również nie przesadne upały, bo udaru można dostać. Ale lekkie słońce i przyjemne ciepło jest okej. Tak samo jak lekki deszczyk, kropienie czy mżawka. 
Wy jak pada widzicie tylko szare ponure niebo to że jest błoto, zimno, mokro i rzekomo nieprzyjemnie.
A moim zdaniem każda pogoda ma swoje plusy i minusy, gdy jest słonecznie i deszczowo. 

Wiadomo, deszcz każdemu bardziej kojarzy się strasznie melancholijnie, ale nie mi. Mimo szarego nieba to wszystko dodaje takiego klimatu, padające krople deszczu.
W takim dniu lubię wieczorem lub nawet za dnia iść na spacer ze słuchawkami w uszach z odpowiednią muzyką dodającą ''tego czegoś'', refleksji. Swoistej iskry. 
Takiego specyficznego uczucia, wręcz euforii. Wszystko staję się czarujące. Powietrze świeżę, lepiej się oddycha i myśli nad wszystkim co nas otacza dookoła. Fenomenalne uczucie wręcz!

Moim zdaniem deszczowa pogoda ma dużo w sobie jeśli odpowiednio ją będziemy odbierać i zauważymy te cechy charakteryzujące ją, których wcześniej nie było dane nam dostrzec. 
Krople deszczu na szybie wyglądają efektownie. 
Trzeba zobaczyć w tym głębie albo być po prostu mną aby to zrozumieć..
 Idąc  przez miasto i czując krople deszczu padające na me włosy czułam odrodzenie mojej dziwnej osoby. Jakbym rozkwitała. Czułam dopełnienie mojego wnętrza, uniesienie i byłam pełna energii.

Może zamiast narzekać na kałużę ubierz odpowiednie obuwie i wskocz w nią jak dziecko, zamiast narzekać na to, że jest chłodno ubierz się ciepło by nie zamarzać, a zamiast narzekać na pogodę znajdź w niej wesołe aspekty.

Dzisiaj ogólnie mam wesoły dzień, uśmiecham się do obcych ludzi na mieście i małych, uroczych dzieci we wózkach. Głaszczę wszystkie zwierzęta jakie obok mnie przechodzą i nie czuje żadnej negatywnej energii nade mną. Już nawet nie chodzi oto, że pogoda satysfakcjonująca tylko po prostu taki pozytywny sobie dzionek. 

Więc za co kocham deszcz?
Na to możecie odpowiedzieć sobie sami.
Jeszcze dodam, że taka pogoda jest bardzo romantyczna i działa na mnie niczym afrodyzjak hahaha, ale to swoją drogą.
Miłego wieczoru!

Znalezione obrazy dla zapytania deszcz nocą

Znalezione obrazy dla zapytania deszcz nocą

Znalezione obrazy dla zapytania deszcz tumblr

Znalezione obrazy dla zapytania deszcz tumblr

Znalezione obrazy dla zapytania deszcz tumblr




piątek, 30 września 2016

Pozytywnie + zmiany w życiu!

Eloszki!

Dzisiaj trochę pozytywniej.

Zacznę może od krótkich życzeń dla naszych Panów,
więc życzę Wam chłopcy wszystkiego co najlepsze, dużo powodzeń, miłości hajsu i uśmiechu! :)

Ale wracając..
Dzień mija bardzo optymistycznie, nie należy oczywiście chwalić dnia przed zachodem słońca, ale nie czuje aby cokolwiek miałoby dzisiaj pójść źle.

Swoją drogą, dużo ostatnio myślałam nad tym wszystkim, o dziwnych odczuciach emocjonalnych, które przedstawiałam w jednej z moich notek i pewnych sprawach prywatnych. I co związku z tym? Doszłam po prostu do wniosku, że czas odsunąć wszystkie negatywne odczucia oraz myśli od siebie, czas na zmiany, nowe życie, nowe JA.

Wiele osób zapewne w pewnym momencie uznaje, że czas coś zmienić aby żyło się nam po prostu lepiej i wygodniej. Oczywiście, na początku zawsze jest pod górkę, ale to nie ma sensu.
Nie ważne z czym to jest związane. Nie należy narzekać na to, że ma się pod górę skoro chce się wejść na sam szczyt.
Ja zaczęłam od kupienia farby do włosów. Przyciemnię sobie kolor na bardziej intensywny brąz niż mam obecnie, coś typu ''gorzka czekolada''

A kolejnymi punktami są nowe celę oraz przełamanie się mojej chorobie o nazwie ''lenistwo''
Skoro mowa o celach i postanowieniach to może przedstawię je dokładniej by było wiadomo o co chodzi.

Jeśli chodzi o lenistwo chciałabym się przełamać i więcej czasu spędzać w książkach niż leżąc bezczynnie i nic nie robić, bo potem mam tylko wyrzuty sumienia, że zamiast zrobić coś pożytecznego zmarnowałam swój czas. 

A co dalej?


+ Chciałabym znowu zacząć chodzenie na siłownie i wracam do W-Fu!
Mimo iż lato minęło chciałabym zacząć dbać bardziej o moją figurę, nie uważam, że jest zła, ale tak po prostu chcę dla swojej własnej satysfakcji, nie dla innych tylko dla samej siebie. I dla wyżycia złych emocji.

+Zaczynam zdrową dietę i bardziej będę dbać o zdrowie.
Nie oto chodzi aby prowadzić jakąś przesadną dietę wykluczając niezdrowe jedzenie, tylko by je ograniczyć. Nie mam nadwagi, jestem bardzo szczupła, więc jeść mogę ile mi się podoba, bo mam dobry metabolizm. Bardziej chodzi mi o kwestie zdrowotne, by mieć lepsze samopoczucie, a to co jemy ma duży na to wpływ.

+Chciałabym przeczytać więcej książek.
Mimo, że ostatnio czytałam ich w miarę dużo to i tak uznałam, że to nie jest satysfakcjonująca ilość. Chciałabym przeczytać tym razem jedną przynajmniej książkę filozoficzną i jeszcze jakieś psychologicznie - tradycyjnie. Oraz zabrać się za jakąś książkę fabularną, najlepiej jakiś romans lub dramat.

+Więcej wieczornych spacerów i dni dla samej siebie,
Czas pomyśleć o sobie i zadbać o własną osobę, pomagam wielu osobom z mojego otoczenia, ale zawsze zapominam o sobie.
Chciałabym wprowadzić w mój rytm życia dzień dla siebie, więcej samotnych spacerów wieczorem, więcej jazdy na rowerze póki nie ma zimy i wielkich mrozów, dni spędzonych przed dobrą książka/filmie z gorącą czekoladą albo relaksującą kąpielą przy świecach. Czy nawet przy jakiejś strzelance na ps3 czy po prostu komputerze, raz na jakiś czas można.

+Mieć gdzieś swoje lęki i opinie osób nic nie znaczących dla mnie.
Czyli w skrócie nie przejmować się opinią innych osób, bo i tak większość dla mnie jest bardzo próżna i niekoniecznie na wysokim poziomie intelektualnym. I tak zazwyczaj mam wszystkich w nosie brzydko mówiąc, ale zdarzają się wyjątkowe sytuacje gdzie się jednak mimo wszystko za bardzo czymś przejmę niż powinnam.
Chciałabym również przełamać swoje lęki o fobie, ale o tym w innym poście może wspomnę.

PO PROSTU ZACZĄĆ ŻYĆ PEŁNIĄ ŻYCIA! ♥

W tym poście na razie tyle, dziękuje za uwagę i życzę miłego wieczoru!
Cześć!



niedziela, 25 września 2016

Wylew duszy ♥

Co u mnie?
Chyba wszystko dobrze, chociaż ostatnio jestem w bardzo dziwnym stanie emocjonalnym, który jest bardzo skomplikowany. Taki niecodzienny stan zagubienia wewnętrznego, którego nie da się opisać słowami, bo same w sobie są zbyt puste aby przekazać cokolwiek w chwili obecnej.

Stan pozytywny i negatywny jednocześnie. Jakby ktoś zapalał we mnie światło i gasił bez przerwy. Nie rozumiem o co chodzi, ale jest to natarczywe i wraca natrętnie, każdego dnia, co kilka godzin.
Z jednej strony czuję w sobie pełną euforię, ale z drugiej minimalną dysforię. Brzmi absurdalnie, jakbym wzięła się z innej planety, wiem to,. ale nie potrafię tego wytłumaczyć w inny sposób.

Przepraszam, że tak z góry zaczynam wylewać z siebie moje zagubienie emocjonalne, ale czułam taką potrzebę, choć zdaję sobie z tego sprawę jak różnie może być to interpretowane przez poszczególne osoby, tym bardziej, że kolejny wpis zaczyna się dość melancholijnie.

Spokojnie.. By nie było zaś żadnych niepotrzebnych przypuszczeń i plotek na moją osobę, nie mam depresji. Obecny mój stan nie ma nic związanego z danym zaburzeniem psychicznym.
Bardziej z pewnym rozdarciem i zagubieniem między sercem, a rozumem. Tym co ważne i tym co mniej...  oraz przez pewne sytuacje, które pojawiają się w moim życiu i zmianami jakie się dzieją z dnia na dzień. Ale pomijając to, to u mnie jest wszystko w porządku.

Wczoraj byłam na koncercie z kuzynka i... ciotką... tak, uznała, że też ma ochotę zaszaleć, jest w sumie młoda i ma prawo więc się jej nie dziwię, nie tak dawno sama była w końcu w takim szczenięcym wieku jak ja, także nie przeszkadzało mi to zbyt bardzo.
Było bardzo fajnie, dużo rozrywkowych osób, ale nie obyło się oczywiście bez pustych niuniek i ''typowej patoli'' jak ja to zazwyczaj nazywam, ale to było akurat nieuniknione.

Mimo, że to nie były moje klimaty, bo nie przepadam za bardzo za rapem, szczególnie gdy tekst opiera się na ''dziwkach, hajsie i seksie'' bez większej głębi.
Ale w sumie czego się spodziewać na imprezie, gdzie bardziej liczy się zabawa?
Wtedy nikt normalny raczej na to nie zwraca uwagi, nawet ja. Tylko na tym aby zaszaleć i potańczyć i trochę pokrzyczeć! :)

W końcu disco-polo na typowych dyskotekach czy nawet niektóre piosenki pop'u też nie mają wielkiego przekazu, ale da się tego wtedy wyjątkowo słuchać, bo fajnie wchodzi jeśli chodzi o taniec i zabawę.

Denerwowali mnie tylko zbyt nachlani goście, którzy patrzyli się na wszystkie laski łącznie ze mną wzrokiem jakby od razu mieli w sobie brudne myśli. Jestem dość sceptycznie do tego nastawiona, może znajdą się dziewczyny, którym się to podoba, ale ja nie należę do takich, czuje do tego bardziej odrazę, obrzydzenie wręcz.

Zauważyłam, że na blogu pokazuje siebie w wyidealizowanym świetlne i dojrzalszym od pozostałych chociaż niekoniecznie tak jest, To znaczy jest tak, ale nie bez przesadyyy.. jest we mnie ten szczeniacki typowy wiek.

Każdy kto miał przyjemność mnie bliżej poznać wie jak bardzo szaloną i ryzykowną dziewczyną jestem. Nie jestem aniołkiem, jestem jak każda osoba w wieku dojrzewania. Lubię czasem zrobić coś wbrew temu co mówią mi rodzice, za co ich przepraszam, ale taki wiek. Kiedyś z tego wyrosnę.

Zdarzy mi się mieć styczność z alkoholem, nie mówię, że przesadnie, ale bywały i takie sytuacje.
Zdarzy mi się przeklinać gdy bardzo się zdenerwuje.
Zdarzy mi się skłamać bądź naciągnąć fakty.
Zdarzy mi się nie nauczyć na ważną kartkówkę do szkoły.
Zdarzy mi się ryzykować.
Zdarzy mi się pyskować i nie słuchać, nawet często.
Zdarzy mi się plotkować i być wredną suką do poszczególnych osób, ale nie bez powodu.
Mam swoje za uszami..

Popełniam masę błędów i dokonuje masę wyborów nie zawsze wybierając właściwą ścieżkę, jestem jak każdy człowiek, lubię szaleć, imprezować, mam swoje potrzeby i swoje racje, jestem kłótliwa, ale i również może jestem trochę zagubiona, mam swój własny świat i własne poglądy, które się mogą wyróżniać od pozostałych. Mam inne przekonania. Z pozoru niczym się nie wyróżniam od pozostałych, jestem przeciętną nastolatką, która jedyne czym się wyróżnia to głębią w środku, które nie każdy rozumie.

Lecz mimo wszystko, zawsze można na mnie liczyć, zawsze pomogę, zawsze wysłucham, staram się być wsparciem, być dobrą dziewczyną, przyjaciółką, koleżanką. Często zawodzę, często robię swoje i idę własną drogą przez moje aspiracje.
Nie zważając na wszystko, na to, że bywam chamska, na to, że momentami pochopnie oceniam bądź biorę do siebie.

Nie ważne czy jesteś mi osobą bliską czy daleką, wrogiem czy przyjacielem, jesteśmy ludźmi i powinniśmy siebie nawzajem szanować, często pod wpływem impulsów z otoczenia o tym zapominam, ale w głębi duszy szanuje Cię nie ważne kim dla mnie byłeś, jesteś czy dopiero będziesz! Gdy ktoś jest potrzebie, nawet Ty, to choćby nie wiadomo jak bardzo bym Cię nienawidziła i chciała doprowadzić Ciebie do dna - mam swoje granice i swój rozsądek. I gdy będziesz w potrzebie gdzieś w oddali, jestem gotowa stanąć po Twojej stronię jeśli uznałabym, że jest taka potrzeba i powaga sytuacji. Nie zostawiam ludzi na poziomie zera, tak się nie robi.

Ten wpis ma trochę większą głębię, chociaż sama nie wiem jaka jest dokładna tematyka tego, to mam nadzieję, że będzie przez Was rozsądnie odebrana.

Dziękuje, życzę wszystkim miłego dnia!







wtorek, 20 września 2016

Trudne Wybory

Dzień dobry!!

Każdy z nas czasem jest postawiony między młotem, a kowadłem nie wiedząc, którą ścieżkę wybrać, bo nie ważne co wybierze - i tak będzie złe. I co tu wybrać? Najlepiej nic.

Podczas gdy nawet serce i rozum nie mają nic z tym wspólnego.
Tylko sam instynkt pozostał. Nie ma sensu rzucać monetą ani bawić się w wyliczanki. Nie ma sensu prosić o wszelkie znaki. Trzeba samemu wybrać te drogę, którą chcemy zmierzać. Nie wiedząc czy będzie właściwa czy nie, ryzykując utraceniem bliskich przyjaciół bezpowrotnie.

Mam wrażenia jakby moje życie zmieniało się o 180 stopni, Raczej pozytywnie, chociaż są też pewne prywatniejsze kwestie, które musiałabym zmienić, jak najszybciej, ale to zostawię dla siebie.

Nie wiem po prostu na czym stoje, czy to co robię jest odpowiednie, czy może jednak powinnam zmienić obroty w innym kierunku zanim wpakuje się w coś w co nie mam zamiaru, nie wiem.
To się dopiero okażę, jak to się mówi - ''wyjdzie w praniu''

Najgorsze jest myślenie przez resztę życia czy nasz wybór był odpowiedni. Raczej nikt bez lęku wybierać nie potrafi.



Nevermind...

Tak jak zwykle, krótkie smęty, ale dość.

Teraz może napiszę krótką rozpiskę tego pięknego dnia!

No może nic nadzwyczajnego się nie działo, dzień jak każdy. Rano pobudka, szkoła. Zdążyłam już wkurzyć nauczyciela od przedsiębiorstwa spóźniając się na lekcje. W szkole byłam mało ogarnięta, bardziej senna, jedyne czym się zajmowałam to wyliczaniem czasu do końca lekcji. 

Chciałam jak najszybciej wyjść i coś zjeść i co najważniejsze położyć się. 
Jako takich wielkich planów dzisiaj nie było. Prosto ze szkoły poszłam coś zjeść i w stronę przyjaciółki. I u niej spędziłam praktycznie całe popołudnie, szalejąc i tańcząc do jakiś dzikich kawałków disco-polo. 

Rutyna haha.

Niedługo może jeszcze ogarnę co jest na jutro do szkoły potrzebne aby nie przyjść zielona, a ewentualnie po 21 jakiś rower się ogarnię. Bo od dwóch dni nie byłam wieczorem na rowerze, a trzeba korzystać póki są jeszcze jako takie warunki do jazdy - oczywiście, to nie jest jeszcze pewne. 

Zależy jak się wyrobię z lekcjami, a muszę jeszcze do domu dojść. :)

Dobra, koniec. Nie będę już tu tak zanudzać, życzę każdemu miłego wieczoru.
Dobranoc ;)













niedziela, 18 września 2016

Człowiek popełnia błędy

Witam!

Ciągle męczą mnie wyrzuty sumienia i muszę z siebie pewne rzeczy wyrzucić, które leżą w głębi mojego serca.

Popełniłam parę błędów przez ostatni czas, siedzę szukając odpowiedzi na swoje pytania, jak naprawić coś co tak bardzo zamąciłam, nie tylko mój wizerunek i honor, a i relacje oraz sam szacunek niektórych osób do samej siebie.

Ale na samym początku chciałabym przeprosić osoby, które kiedykolwiek zraniłam, które zawiodłam i które w jakiś sposób poczuły się urażone przez moją osobę i dotknięte moim zachowaniem.
Po prostu przepraszam.

''Człowiek popełnia błędy, powoli idąc na dno, nie dajesz sobie sprawy, że upaść jest tak łatwo...''

No, ale nie ukrywajmy, każdy czasem popełnia błędy, jesteśmy tylko ludźmi, a nasze błędy życiowe powinniśmy traktować jako cenną lekcje i nauczkę na przyszłość. Chociaż wiem, że to żadne usprawiedliwienie, zawsze staram się sobie to powtarzać, bo łatwiej jest mi wybaczyć samej sobie.
Chociaż momentami potrzeba nawet i wiele tygodni aby pogodzić się z pewną dokonaną sytuacją to zawsze w jakiś sposób to idzie w niepamięć pozostawiając tylko ślad.

Nie mogłam spać całą noc użerając się z własnymi myślami, które natrętnie do mnie wracały. Razem z wyrzutami sumienia.
Czasem tak jest, ale cóż...
 Nie będę się użalać nad sobą ani nad tym co było, bo szkoda własnego zdrowia i czasu na takie bzdury. Raczej staram się myśleć pozytywnie i rozsądniej na przyszłość.\

Każdy z nas miał takie sytuacje w życiu, w których musiał przemyśleć kilka spraw aby dojść do porozumienia, aby nie wpaść w jakąś melancholię no i każdy nas często zrobił coś czego bardzo żałował, bo nie słuchał rozumu tylko otoczenia albo tego małego diabełka na boku, który namawia do złego.

Najważniejsze by nie wpaść w ten wielki dół i zrozumieć, że nie mamy wpływu na przeszłość, ale mamy wpływ na teraźniejszość i to najważniejsze!
Więc trzeba walczyć o każdy możliwy dzień, uczyć się na tym co zrobiło się źle i zacząć żyć.

PS.
Przepraszam, że nie wstawiam codziennie tak jak obiecałam, ale jednak czas też ma nad wszystkim przewagę, także mam nadzieję, że nic się nie dzieje.

Dziękuje! :)
Miłego dzionka!


wtorek, 13 września 2016

Well..

Witam!

Wczoraj dzień był smętny, ale jak poszłam na wieczorną przejażdżkę rowerową to zgodnie z moimi przypuszczeniami - humor mi się poprawił na bardziej barwny.

Dzisiaj dzień w szkole był bardziej pozytywny niż wczorajszy mimo iż moje nierozgarnięcie nie minęło. Nie rozumiem przyczyny czemu stałam się taka otrzepana, ale mam nadzieje, że to minię, bo strasznie utrudnia mi to normalne funkcjonowanie. Chociaż mimo tego otrzymałam dwie szóstki z prezentacji co było dla mnie zaskoczeniem, strasznie często gubiłam wątki. Na szczęście potrafiłam wszystko obrócić w humorystyczny sposób co łagodziło mój brak koncentracji.

Byłam raczej zwariowana jeśli chodzi o pewne kwestie, dużo szalałam i można by było określić mnie osobą dość zabawną i ''krejzi'', chociaż częściej bywam poważną i skrytą osobą mam takie właśnie wyjątkowe dni. 

Zazwyczaj też bywam pewna siebie, ale podczas prezentacji coś spowodowało, że czułam stres i przez pewien paraliż nie umiałam myśleć rozsądnie i na niczym się skupić. Tylko wzięła mnie jakaś głupawka przez co ładne cyrki odwalałam. Więc jeśli zachowuje się dziwnie, to po prostu się czegoś boje lub się denerwuję. Tak odreagowuje stres chociaż z natury jestem osobą wygadaną, z humorem i dość szaloną. Właściwie to mojego charakteru nie da się dokładnie określić, jest zmienny. Jest jedną wielką zagadką, którą ciężko rozgryźć. 

Ale tak wyjeżdżając po za schemat.

Czasem czuję się jakbym grała w jakimś słabym filmie, chociaż swoją drogą każdy chyba chciałby czasem mieć życie jak z filmu czy serialu. Oczywiście zależy jakiego, ale bywają takie momenty. No bynajmniej ja tak mam. 

A jakie plany na dzisiejszy dzień?

Obecnie pilnuje moją 5-miesięczną siostrzyczkę. Tzn, Obecnie śpi, dlatego znalazłam czas na pisanie. 
Później zapewne gdzieś wyjdę ze znajomymi, chociaż w taki upał najchętniej bym poszła spać, bo głowa boli.
A wieczorem obowiązkowo rower, chociaż jeszcze rozważam kwestie czy nie iść na siłownie.
Zobaczę.

A teraz żegnam Was. I życzę miłego dnia :)



poniedziałek, 12 września 2016

Jutro będzie lepiej

Witam!

Dzisiaj może trochę posmęcimy? 

Nie ukrywam, że dzisiaj mam chyba słabszy dzień, 
co prawda, ten dzień jeszcze się nie skończył, ale coś mi w nim póki co nie gra. Po prostu czuję taki dyskomfort w środku z pewnych przyczyn. Wszystkie lekcje byłam niedostępna, myślami latałam gdzieś daleko nad ziemią - co zauważyła nawet nauczycielka od j.angielskiego i ksiądz podczas religii. Zepsułam parę spraw.

Czuje się jakby ktoś uderzył mnie jakąś wielką donicą w łeb, haha. 

Wiem, że obecne samopoczucie jest przejściowe i wieczorem jak znowu wybiorę się na przejażdżkę rowerową gdziekolwiek to obecny stan mi minie, bo wszystko wyładuje podczas jazdy. Albo po prostu to wynik zmęczenia, bo słabo coś spałam. Albo po prostu upał tak na mnie działa.

Mało tego wracając rowerem ze szkoły kilka razy się zagapiłam i wyjeżdżałam po za chodnik na trawnik lub kierowałam jakbym jechała na procentach. Taka nieswoja dzisiaj się czuję. I słucham na okrągło piosenki poniżej.



Ale dobra stop! 

Nie ma sensu się użalać tym bardziej, że dzień jeszcze się nie skończył. Staram się nie patrzeć negatywnie i żyć nadzieją, że zaraz się polepszy. Jakoś to będzie. Więc tyłek do tyłu, cycki do przodu i idę z podniesioną głową - może i trochę roztrzepana, ale idę. Miejmy nadzieje, że się nie wywrócę.

Jakie plany na dziś? 
Zaraz ogarnę co trzeba jutro do szkoły zrobić oraz dokończę prezentacje nad którą pracuję od wczoraj. Potem się zobaczy.

Ale wiem, że na pewno wieczorem idę na rower. Obowiązkowo!

Z obecnej notki tyle, trochę się pożaliłam, trochę opisałam co się u mnie dzieje.

Będę starać się dodawać coś codziennie z racji tego, że wcześniej tak tego bloga zaniedbałam teraz będę bardziej systematyczna.

Dziękuje. 
Miłego dnia! :)






niedziela, 11 września 2016

Nothing

Dobry wieczór!

Dzisiaj chciałabym jeszcze bardziej się pogłębić w moje specyficzne przemyślenia i upodobania.
Wróciłam praktycznie przed chwilą z przejażdżki rowerowej.
Dzisiaj wieczór był bardzo przyjemny co sprawiało jeszcze większą satysfakcje oraz przyjemność jazdy. Szkoda, że mam czas ograniczony jeśli chodzi o spędzanie czasu po za domem, szczególnie, że jutro szkoła gdyż najchętniej bym pojeździła sobie jeszcze z 30-40 minut co najmniej. Cóż.. trudno.

Myślałam sobie co by to było gdyby człowiek mógł mieć wszystko od razu, tak o! Na zawołanie. Jakby miał magiczną moc i mógł sobie wyczarować dosłownie wszystko, o każdej kategorii, co by mu się wedle podobało i wymarzyło. Pierwsza moja myśl - byłoby fenomenalnie! Ale chwila...
Po chwil logicznego namysłu zdałam sobie sprawę, że wtedy by wszystko straciło swoją prawdziwą wartość i byśmy nie doceniali tego co mamy, szybciej byśmy się znudzili lub nawet zwariowali. Dlatego może i lepiej, że o większość rzeczy musimy dać jakiś wysiłek, nie ważne czy mniejszy czy większy.


Ten wpis chciałabym nawiązać do poprzedniego - gdzie pisałam o moim umiłowaniu psychologią. KLIK <--
Także tego..
Może wytłumaczę co ja widzę w tym takiego fascynującego?
Szczerze powiedziawszy - nie wiem.
Po prostu poprzez poznanie kilku osób o bardzo trudnych i specyficznych charakterach uznałam, że chciałabym je rozgryźć. Czy mi się udało? - Owszem.
Taka umiejętność bardzo się przydaje, łatwiejsze jest nawiązanie kontaktu i znalezienie wspólnego języka - jeśli owy jest. Dzięki temu można poznać głębiej sporo ciekawych osób, które z pozoru mogłyby się wydawać zupełnie inne.

Wiadomo, że nigdy nie pozna się nikogo w 100%, to jest raczej nie możliwe, każdy w głębi zawsze będzie coś tam ukrywał czego nawet bezkonkurencyjny psycholog nie zauważy.
Ale można poznać poszczególne interakcje według sytuacji.
Ale wracając do pomagania i analizy sytuacji. Jak to robię? Ja jako osoba trzecia zawsze patrze na sytuacje obiektywnie, zważając co czuję każda strona albo przypuszczając jakie mogłaby mieć odczucia w danym problemie. Analizuje kilka czynników i rozważam pewne kwestie.

1. Co jest powodem? 2. Jak się zaczęło? 3. Na jakim etapie jest teraz? 4. Czemu nie może być inaczej? 5. Co jest przeszkodą? 6. Co można temu zaradzić? Oraz powaga sytuacji.

Po zadaniu sobie kilkunastu pytań w głowie, w zależności od sytuacji staram się wybrać jedną z najbardziej korzystnych opcji dla danej osoby, która nie będzie ryzykowna w żaden sposób.
Czytając wiele książek na ten temat wiem jak bardzo przeanalizowane takich czynników jest ważne. Wszystko ma ze sobą jakieś powiązanie i wszystko da się rozwiązać. O ile nie ma sytuacji, w których musi znaleźć się policja czy prawdziwy specjalista z kilkunastoletnim doświadczeniem. Jeśli nie ma takiej potrzeby to potrafię pomóc. Nie wiem czemu, ale do mnie ciągną osoby po przejściach, sama taką osobą jestem stąd znam się trochę na rzeczy, a mam tylko 16 lat. Ale jak dla mnie to w sumie duży plus na przyszłość, tym bardziej, że jak już wspominałam wcześniej marzy mi się zawód psychologa.
Na razie tyle.

Dziękuje!



sobota, 10 września 2016

Hello, It's me! Nocne przemyślenia i takie tam.

Helou!

Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło aby zacząć pisać kolejny post tak szybko, chociaż znając życie i tak ten wpis nie wniesie nic ciekawego do Waszego życia, bo to będzie kolejne masuo maślane.

Dostałam natchnienia akurat o 1 w nocy przez to, że nie mogę zasnąć.
 A zazwyczaj gdy nie mogę zasnąć włączają się u mnie dość niepojęte przemyślenia na temat życia i sensu istnienia oraz innych bzdur tego typu, no i oczywiście głębokie marzenia. Najchętniej w takim momencie ubrałabym się ciepło i wyszła na spacer bądź na rower, bo jak wspominałam, w któryś z moich notek, bardzo uwielbiam nocne przechadzki po osiedlu, parku czy lesie - ze słuchawkami w uszach. W prawdzie mówiąc jest to bardzo ryzykowne, szczególnie, że po moim osiedlu kręcą się różne typy, ale mimo wszystko jakoś niespecjalnie się ich boje. W takich momentach bardziej się skupiam na tej magii panującej na zewnątrz niżeli nad osobnikami kryjącymi się za drzewem, którzy mają w głowie dzikie plany.

Właśnie w tym momencie marze o tym aby wyrwać się domu chociaż na 15 minut, ale ucieczka odpada. Nie daj Boże mama by się obudziła i gdyby zobaczyła brak mojej osoby o tej godzinie w łóżku - to na zawał by zeszła. A potem szlaban do końca życia.

Wspominałam wcześniej, że jestem nietypową osobą?

Zamiast słońca - wole deszcz.
Zamiast dnia - wole noc.
Kocham jesień, kocham zimę, jest wtedy taka inna atmosfera..
Dla wszystkich jesień kojarzy się z błotem, szkołą i wszystkim co raczej negatywne.
A dla mnie?
Kolorowe liście, klimat, piękne widoki i przyjemny deszczyk, a nawet jeśli jest ulewa to przecież z cukru nie jestem i się nie rozpłynę.
Zimna jest dla Was mrozem, a mi się bardziej kojarzy z świętami oraz błyszczącym śniegiem i też pewną magią..
Polecam Wam przenieść się do tej notki gdzie dokładniej wyjaśniałam magię moimi oczami.
---> KLIK <---

(By The Way, kocham właśnie nocne spacery w deszczu słuchając piosenek, które mają w sobie klimat, szczególnie w parku gdy jest podświetlony przez lampiony, bo wtedy cały park wygląda pięknie)

Lubie klimaty mroczne i lekko przerażające, a przed snem czytam creepypasty, nie boję się ich, tylko niektóre mają ciekawą fabułę, która wciąga. Horrorów z resztą też się nie boje, nie dlatego, że nie są przerażające dla mnie, tylko po prostu wiem, że to wszystko co jest na ekranie to zwykła fikcja. Nie umiem przez to się wczuć i nie odczuwam strachu. Taka ciekawostka.

Wiele osób mówi mi, że jestem momentami bardzo tajemnicza oraz, że mam w sobie coś wyjątkowego (albo po prostu sugerują mi, że jestem dziwna haha) Fakt. Jestem specyficzną osobą, ale by od razu nazywać siebie kimś wyjątkowym to nie powiedziałabym, bo chyba jestem przeciętną dziewczyną jak każda inna. Albo po prostu nie zauważam tego w sobie, bo jestem ze sobą praktycznie codziennie. Jakby na to spojrzeć też z innej strony to każdy z nas ma coś w sobie wyjątkowego w sumie, bo w końcu każdy jest tak na prawdę inny - wiem, bardzo odkrywcze. Brawo Dominika..

Cóż mogę jeszcze dodać?
Skoro tak postanowiłam pisać o sobie,
to może napiszę o umiejętnościach, które chciałabym kiedyś opanować do perfekcji?

- Gra na pianinie.
Obecnie gram trochę na keyboardzie, ale nie umiem grać perfekcyjnie, bo strasznie zaniedbałam ćwiczenia, ale wkrótce znowu zacznę pogrywać częściej.
-Gra na gitarze.
Tutaj już się robi jazda pod górkę gdyż nie mam gitary, a jedyne co umiem zabrzdękać to początek piosenki zespołu ''Metallica''
Przy okazji zawsze chciałam grać w zespole rockowym na elektryku. Moja miłość.
-Gra na perkusji i skrzypcach.
Tu chyba nie muszę nic dodawać.. zawsze chciałam grać na bębnach.
A co do skrzypiec, powstają piękne melodie.
-Fotografia
Robię zdjęcia na jakimś poziomie powyżej przeciętnym, ale nadal nie mogę nazwać się profesjonalnym fotografem, te umiejętność obowiązkowo muszę opanować.
-Język Angielski.
Ostatnim czasem strasznie zaniedbałam ten język, co zauważyłam na obecnych wakacjach, gdzie mój zasób słów był strasznie ubogi aby dogadać się w jakiś konkretniejszy sposób z obcokrajowcami.
-Zasób słów.
Co prawda to nie jest chyba żadna umiejętność (a może jest) ale chciałabym poszerzyć moje słownictwo by zabłysnąć w towarzystwie elokwencją, a co najważniejsze przed samą sobą.
-Sztuki walki.
Wspominałam, że mam worek treningowy w domu? :D

No póki co to są chyba jedyne umiejętności jakie wpadły mi do głowy..

Chyba częściej będę pisać gdy nie będę mogła zasnąć, bo już powoli powieki robią się ciężkie co powoduje iż chce mi się coraz bardziej spać. Także już nie męczę mojej klawiatury, która i tak jest na zmarnowaniu..

Mam nadzieję, że owe wypociny Was nie zanudziły i że przynajmniej ktoś wytrwał do końca.
Dziękuje i dobranoc! :)










Whatever

Witam serdecznie w kolejnej wykwintnej notce na moim blogu!

Czasem długo muszę myśleć aby dostać jakiejkolwiek weny.

Może jednak na sam początek napiszę co u mnie słychać, bo dawno nic nie pisałam na mój temat - gdyż w zasadzie nic ciekawego się nie dzieje.. po za tym, że użerałam się przez pewien czas z byłym chłopakiem mojej kumpeli, ale w ten temat wolę się nie pogłębiać publicznie.
Otóż.. 1 września zaczęłam naukę w liceum, Jestem w klasie o profilu społeczno-zdrowotnym jeśli kogoś to interesuje.

A tak zupełnie z innej beczki - Wiele z Was zapewne zastanawia się kim będzie w przyszłości, czy coś osiągnie, czy spełni marzenia, czy będzie w ogóle szczęśliwy..
Jeśli o mnie chodzi to ja wiem kim będę, a właściwie kim chcę być bynajmniej. Od zawsze marzył mi się zawód psychologa, zauważyłam w sobie pewien ''dar analizy sytuacji'' dzięki czemu udało mi się już pomóc kilku osobom.

I właśnie przez to wzięło się moje umiłowanie do literatury psychologicznej. Przy okazji polecam Wam książkę ''potęga podświadomości''. Zaczęłam od tej książki, a teraz czytam książki, które będę pewnie przerabiać dopiero na studiach - o ile się dostanę, ale warto mieć nadzieje.

Na mojej półce obecnie znajduje się ponad 20 książek o tematyce psychologicznej.
 Większość osób biorąc jedną z nich do rąk nie rozumie żadnych pojęć ani języka jakim owa literatura jest napisana.
Patrzą się na mnie jak na kosmitę nie wierząc, że naprawdę jestem zdolna to czytać.
Ale moim zdaniem psychologia, w ogóle cała psychika człowieka jest bardzo interesująca.
Jak działa każdy z nas, jakie podejście trzeba mieć do poszczególnych osób . Wiem, że to nietypowe, że zamiast czytać książki typu ''Zmierzch'' czy ''Pamiętnik Nastolatki'' to czytam ''Byłam schizofreniczką'' czy książki naukowe typu ''człowiek wśród ludzi'' etc.

Wiem, że ta notka to bardziej takie masło maślane, ale jakoś tak naszła mnie ochota aby z Wami się podzielić moim dość nietypowym zainteresowaniem, które rozwinę jeszcze dokładniej w następnym wpisie. Oczywiście po za tym lubię jeszcze fotografię, sport oraz pisanie wierszy, ale akurat - psychologia budzi podziw wśród większości osób.
Dziękuje.

A Ty? Masz jakieś zainteresowania?





środa, 3 sierpnia 2016

ALL IS POSSIBLE!

Heej..
Taa, dawno mnie tu nie było.
Są momenty gdzie nie ma się po prostu weny na dodawanie jakichkolwiek notek czy nawet czasu.
Ale dzisiaj jestem!
Chciałam dodać coś motywacyjnego aby dać trochę nadziei każdej osobie, którą ją straciła.
Oczywiście nie wiem czy każdemu dosłownie pomogą te słowa, niektórzy mogą sobie pomyśleć, że to wszystko co tu będzie napisane jest tylko pod kątem pocieszenia choć niekoniecznie prawdy.
Tu nie oto chodzi.. Fajnie jakbyście mimo wszystko wzięli to wszystko głęboko do serca.

Czy kiedykolwiek miałeś wrażenie pustki? Niedopełnienia czy czegokolwiek?
Spokojnie, dużo osób tak ma, nawet ja za swych czasów. Ale trzeba zawsze pamiętać iż ten stan nie jest wieczny choćby nie wiadomo jak długo czasem trwał - to nic nie trwa wiecznie i tyle.

Masz swoje cele? Swoje marzenia? Do których chcesz dążyć, ale z niewiadomych przyczyn po prostu się boisz i czujesz, że nie dasz rady, bo masz zbyt słabą samoocenę i brak pewności siebie?
Wiesz, że brak pewności siebie najprawdopodobniej jest przez jakieś porażki i złe doświadczenia, które miały w Twoim życiu miejscu. Ale takie porażki i traumy różnego typu nawet największe gwiazdy świata miały. Myślisz, że każda osoba popularna, o której się dzisiaj mówi, że wiele osiągnęła to co osiągnęła od razu na pstryknięcie? Oczywiście, że nie. Tu trzeba już przywyknąć, że na pewne rzeczy już nie ważne z czym związane musimy sami siebie zmobilizować.
Tak będzie trudno, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale tylko z początku, bo najgorzej jest się za coś zabrać, ale tak na poważnie, bo nie mówię o motywacji czy uniesieniu na jeden/dwa dni. Tylko na coś co będzie przy nas praktycznie do samego końca stąpania po ziemi.
Kiedyś już wstawiłam w jednej notce taki cytat, ale wstawię go ponownie.

"Jeśli myślisz, że nie dasz rady, nie dasz rady. Jeśli myślisz, że zostaniesz pokonany, już jesteś pokonany. Jeśli chciałbyś zwyciężyć, ale się boisz, to prawie pewne że przegrasz. Sukces zaczyna się od woli sukcesu, a powstaje w stanie umysłu. Życiowe batalie nie zawsze wygrywa szybszy i silniejszy. Prędzej czy później tym który zwycięża jest ten, kto wierzy że zwycięży."

Ogólnie ja jestem zdania, że możliwe jest wszystko, a o granicy swoich możliwości tak na prawdę tylko my decydujemy. Dlatego trzeba przestać mówić, że coś jest niemożliwe czy bez sensu, bo faktycznie się stanie.

Cały czas mówię o rzeczach już nie ważne z czym związanymi. Mówię tu o sprawach wszystkich w każdej kategorii. O wszystkich sprawach przez które nie możemy iść na przód, bo uznaliśmy coś za zbędne zawracanie głowy. Ale jeśli coś miałoby nam pomóc i dać pozytywne rezultaty to chyba jednak zawracaniem głowy to nie jest. WSZYSTKO dosłownie WSZYSTKO jest wyłącznie kwestią naszego nastawienia i tego w jaki sposób podchodzimy do samego siebie. Nie jesteś słaby, jesteś silny. Pomyśl sobie gdyby człowiek w głowie nie miał coś takiego jak obawa, by się nie bał, ale by potrafił do wszystkiego raczej podchodzić z rozsądkiem. Jakby człowiek człowiek po prostu miał wyznaczony cel i by do niego dążył bez zbędnych marudzeń, że nie da rady. To na 100% by się udało, jestem tego pewna. Chcieć to znaczy móc, a móc to znaczy chcieć.

Wiele razy upadałam, wiele razy wszystko wskazywało na to, że pewna sytuacja nigdy nie dobiegnie końca, że będę trwała w życiowym za przeproszeniem gównie zawsze. Ale okazało się, że porażka to wytwór naszego mózgu, moim zdaniem porażka to nie porażka tylko doświadczenie, dzięki któremu uczymy się nie popełniać takich samych błędów, wystarczy wyciągnąć pewne wnioski, jeśli coś się stało najwyraźniej tak miało być. Ale pamiętaj i nigdy nie zapominaj, że wszystko jest możliwe. Świat jest dziwny, ale za rogiem czeka nas sukces, marzenie czy cokolwiek do czego dążymy. I trzeba pamiętać, że żadna sytuacja nie jest beznadziejna, nie ważne ile błędów popełniłeś i szans zmarnowałeś. Życie daje nam tyle szans ile żyjemy tylko my ich nie dostrzegamy albo nie potrafimy z nich korzystać. Kilkaset ludzi jeszcze wczoraj płakało do poduszki, a dzisiaj się cieszy życiem.

Wstań i walcz o nowy dzień, a zobaczysz.. będzie lepiej. Uda się Tobie. Jeśli ktoś zwątpił w Twoje możliwości to trudno, najważniejsze byś Ty nie zwątpił. Ty kierujesz swoim życiem, nie inni. Inni nie decydują o tym jak potoczy się Twój dalszy los, to zależy tylko od tego jak Ty będziesz pisać swój dalszy albo i następny rozdział. A teraz do dzieła. ;)

Dasz radę!